Polska sprzątaczka zagląda Niemcom pod łóżka. Znajduje tam m. in. zużyte kondomy i tampony, rozkładającego się chomika, niedojedzonego kurczaka i zmumifikowanego zaskrońca. Obserwacje poczynione przez Justynę Polanską przy pucowaniu mieszkań sąsiadów zza Odry właśnie ukazały się po polsku.
"Justyna Polanska" to pseudonim. Autorka "Pod niemieckimi łóżkami" pracuje w Niemczech na czarno. Obawia się więc konsekwencji ujawnienia swojego nazwiska. Trzydziestojednoletnia polska sprzątaczka po jedenastu latach pucowania niemieckich mieszkań postanowiła na chwilę cisnąc w kąt mop i przejść do ciskania oskarżycielskich komentarzy.
Autorka skorzystała więc z pomocy ghostwritera. Jej zwierzenia "pomocnik" stylistycznie wypucował, wygładził. Nie sprawił jednak, że książka stała się "dobrze napisana". Historia polskiej sprzątaczki straciła za to coś cenniejszego - autentyczność. Trudno przecież uwierzyć, by na co dzień Justyna wygłaszała stwierdzenia w stylu: "Ksenofobię poczuć można tylko, będąc obcokrajowcem, a ona - to prawie oczywiste - jest tu obecna. W Niemczech" lub "Jestem sprzątaczką. Często mam do czynienia z podwójną moralnością. Widzę ją wyraźniej niż inni" albo: "(…) czasem trzeba zdemaskować podwójną moralność. Wówczas słabnie presja, którą wywierała". Lepiej byłoby, gdyby do rąk czytelników wynurzenia Polanskiej trafiły w pierwotnej, swobodnej formie. Nawet jeśli byłyby one stylistycznie nieporadne i chropowate, to z pewnością bardziej interesujące.