Ludzie bezdomni

Ludzie bezdomni - Stefan Żeromski W powieściach Żeromskiego można zauważyć pewną zależność. O ile występuje w nich całkiem sporo fragmentów interesujących oraz takich, które łatwo i szybko się czyta, to znaczącą część jego dzieł wypełniają albo niemiłosiernie rozwlekłe opisy przyrody (tak, tak, wiem, że impresjonistyczne opisy to wyznacznik epoki, w której autor tworzył, no ale…), albo wydarzenia oderwane od głównej ścieżki fabuły. Według mnie jest to cecha strasznie irytująca, bo gdy już zdążę pomyśleć: „Hmm, właściwie to ten Żeromski nie jest wcale taki zły”, nagle natrafiam na dziesięć stron, przez które ledwo udaje mi się przebrnąć. Tak też było z „Ludźmi bezdomnymi”. Powieść ta opowiada głównie o losach Tomasza Judyma, lekarza pochodzącego z niższej warstwy społeczeństwa i przez to obarczonym kompleksem wprawiającym go w przeświadczenie, że jest gorszy od innych. Ma jednak silne poczucie misji i stara się iść w zaparte, udowadniając swoje tezy i próbując zmieniać świat ludzi biednych. Na jego drodze pojawia się, niestety, szereg utrudnień, które uniemożliwiają mu swobodne działanie. Rozczarowany praktyką lekarską w Warszawie, Judym przenosi się do ośrodka leczniczego w Cisach, gdzie ma okazję lepiej poznać kolejną istotną bohaterkę, Joannę Podborską. Ich gwałtowne rozstanie da początek perypetiom głównego bohatera w Zagłębiu, gdzie Judym na nowo oddaje się swojej jakże szlachetnej misji. Właściwie „Ludzie bezdomni” to nie jest zła książka. Wymaga z pewnością niemałego zapasu cierpliwości, kiedy na przykład przychodzi nam zmierzyć się z obszernym fragmentem pamiętnika Podborskiej, wypełnionym pesymistycznymi wizjami świata, tęsknotą i wrażeniem, że wszystko dokoła jest do cna beznadziejne. Są też męczące chwilami opisy przyrody, które w najgorszym wypadku można ewentualnie pominąć bez większej straty dla czytelnika. Z drugiej strony można w tej powieści znaleźć kilka ciekawych wątków: praca Judyma w Warszawie, wyjazd do Cisów, sytuacja uboższych warstw społecznych, odrobinę irytująca, ale w gruncie rzeczy nawet i trochę komiczna podróż Judymowej do Szwajcarii (dla ciekawych, jak wyglądało życie Polaków na emigracji sto lat temu), czy też cały wątek Korzeckiego. Spotkałam się kiedyś ze stwierdzeniem, że dzieła Żeromskiego są jak „reklamy Polsatu” – więcej w nich ględzenia o niczym, niż konkretnej akcji. Cóż, pewnie wiele osób poprze ten pogląd, ale mimo wszystko ja zachowam choć trochę optymizmu – da się przez te „reklamy” przebrnąć, a od czasu do czasu nawet bardziej zainteresować.