Zapasy z życiem

Zapasy z życiem - Éric-Emmanuel Schmitt Bohaterem Zapasów z życiem jest piętnastoletni Jun. Nastolatek wiedzie nędzne życie – żyje samotnie w wielkim mieście, w biedzie, z dala od rodziny, o której nie chce rozmawiać. Jak sam mówi, cierpi na alergię – nietolerancję na cały świat. W głębi duszy tęskni za matką, którą niegdyś opuścił. Bywa, że czyta przychodzące od niej listy. Czyta jednak nie słowa, a przedmioty, gdyż matka-analfabetka może kontaktować się z synem wyłącznie dzięki drobnym cząstkom świata. W puste koperty wkłada miękki kawałek żółtej wełny, szary kamyczek w kształcie trójkąta czy ptasie piórko. Chłopiec ma ambiwalentne uczucia, co do tej korespondencji. Wie, co matka chciała mu za pośrednictwem tych przedmiotów przekazać. Wie, że go kocha. Ale ona kocha go tak, jak innych, a on chciałby, aby kochała go najbardziej – jako jedynego na świecie. Schmitt, opowiadając historię rodziny Juna, prowokuje do rozmyślań nad naturą wybaczenia. Inspiruje też do refleksji nad sobą samym. Wypowiadane przez Shomintsu słowa, tak często pojawiające się na kartach ksiąki, można interpretować dwojako. W warstwie dosłownej, mistrz sumo rzeczywiście utrzymuje, że widzi w Junie dobrego kandydata na doskonałego zawodnika. Jednak przede wszystkim mężczyzna chce dać do zrozumienia chłopcu, że mówiąc mu, iż widzi w nim grubego gościa, ma na myśli to, że widzi w nim potencjał i dostateczną siłę do zwalczania swoich słabości. Jest przekonany, że gdy tylko Jun zechce się postarać, będzie mógł skończyć z życiem na ulicy i osiągnąć naprawdę wiele. Chłopiec w pewnym momencie mówi: ..."- No więc, grubego gościa w sobie już dojrzałem: to ktoś, kto zwycięża nie innych, ale siebie samego; gruby gość to to, co we mnie najlepszego i co mnie wyprzedza, prowadzi, inspiruje. No więc widzę już w sobie grubego gościa. Teraz schudnę i zacznę studiować, żeby zostać lekarzem." I to właśnie w takich momentach, jak ten, bardziej wybredni czytelnicy mają ze Schmittem problem. On nie pozostawia bowiem miejsca na niedopowiedzenia. Ma pewną wizję swojej prozy i konsekwentnie ją realizuje. Autor budzi emocje i gra na emocjach, bo tworzy zbyt proste historie ze zbyt jasnym przesłaniem. Kluczem do zrozumienia krytyki Schmitta jest właśnie słowo „zbyt”. Te książki są zbyt proste, bohaterowie zbyt nieskomplikowani, a puenty zbyt jasne, żeby świat literacki oddał Schmittowi to, co jego, i uznał jego teksty za dobrą literaturę (choć od razu zastrzegę, że zdarzają się perełki, jak choćby doskonałe opowiadanie pt. Trucicielka.