Opowieść wigilijna
Nadchodzą święta Bożego Narodzenia oraz siódma rocznica śmierci Jakuba Marleya – wspólnika w interesach – Ebenezera Scrooga. Obaj panowie nie należeli do grupy przyjemnych jegomości, którzy byliby znani ze swej szczodrości i miłości wobec bliźnich. Nie cieszyło ich nic poza zyskiem – mamona oto był ich sens życia. Kresem ich wspólnej, „szczęśliwej” egzystencji była śmierć Jakuba. Nawet Scrooga niewiele ona obeszła i potrafił bez najmniejszego problemu przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Do czasu, kiedy to jego zmarły przyjaciel nie odwiedził go w noc wigilijną. Spotkanie to miało uratować Scrooga przed losem, który dotknął Marleya. Jednak Ebenezer nie przejął się specjalnie wizytą i nie miał zamiaru zmieniać swojego życia. Nie wiedział jeszcze, że nie ucieknie przed swoim fatum i będzie musiała zmierzyć się z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Te podróże w czasie i przestrzeni pozwoliły mu zrozumieć i przypomnieć sobie o tym, co w życiu najważniejsze. O jakich wartościach zapomniał, kogo w życiu skrzywdził – ta noc przed dniem Bożego Narodzenia była czasem rozliczeń i rachunku sumienia. To była ostatnia chwila na nawrócenie i mocne postanowienie poprawy. Czy tego dokonał – większość zna odpowiedź na te pytania, ale niezależnie od tego i tak warto przeczytać książkę Karola Dickensa, by jeszcze raz uświadomić sobie znaczenie świąt i odkryć ich magię. Co do geniuszu i znaczenia „Opowieści wigilijnej” nie muszę chyba nikogo przekonywać – ot się rozumie samo przez się. To, jak bardzo aktualna jest to historia to chyba też dla nikogo nie jest niczym zadziwiającym, tak jak i to, że Scroogów dziś nam nie brakuje. Czasem i w sobie zauważamy Ebenezera, ważne jest jednak, aby nad nami nie zapanował. Niech duch świąt Bożego Narodzenia trwa nie tylko przez te kilka, ale przez 365 dni w roku.