"Podarunek"
"Czasu nie można spakować, przewiązać wstążką i złożyć pod choinką bożonarodzeniowy poranek. Czasu nie można dostać. Ale można go dzielić!"
Wyobraźcie sobie, że moglibyście być jednocześnie w dwóch miejscach na raz. Jedna część was mogłaby spać, podczas gdy druga zajmowałaby się pracą, albo w moim przypadku - jedna by czytała, a druga ogarniałaby całą resztę.
Lou Suffern jest pracoholikiem, zaniedbuje rodzinę i wiecznie się gdzieś śpieszy. Wykonuje dwie czynności na raz: bierze prysznic i odpisuje na maile, rozmawia z żoną i czyta gazetę, je obiad i planuje kolejny dzień. Zdaje się nie dostrzegać tego, jak wielką przykrość sprawia swoim bliskim. Pewnego dnia spotyka bezdomnego, którego postanawia zatrudnić w firmie, w której pracuje. Gabe odmienia jego życie, a w zamian za wyciągnięcie do niego ręki, pozwala mu być w dwóch miejscach jednocześnie. Podarował mu najlepszy prezent, jaki Lou mógł sobie wyobrazić. CZAS.
Główny bohater jest arogancki, zbyt pewny siebie i narcystyczny. Nie zdołałam go polubić. Nawet jego przemiana w kolejnych częściach książki nie sprawiła, że zyskał moją sympatię, a raczej więcej mojego współczucia. Ale chyba nie o litość czytelnika powinno chodzić Lou.
O wiele lepiej prezentował się Gabe, którego największą zaletą była tajemniczość i to, że jak silny wpływ miał na Lou. Sprawiał, że ten wątpił w swoją niezwykłość i zaczął dostrzegać życie wokół siebie. To dzięki niemu Suffern został odpowiednio wykorzystać dany sobie czas. Gabe to żebrak, który od początku roztacza wokół siebie aurę niezwykłości. Ubogi, a jednak wyposażony w ogromną mądrość, pozornie potrzebuje pomocy, a jednak ją ofiarujący. Bohater, który balansuje na granicy wiarygodności a iluzji, sprawiający wrażenie jawy i snu, tego, co staje się rzeczywistością a wyobrażeniem. Kim tak naprawdę jest?
Można powiedzieć, że historia Lou Sufferna to opowieść uniwersalna. W postać Lou można wcielić wiele współczesnych pracoholików, mężów szukających przygód poza małżeństwem, ojców, którzy nie uczestniczą w wychowaniu i dorastaniu swoich dzieci.
Plusem opowieści są liczne przemyślenia na temat tego, co ważne w życiu. O tym, jakie znaczenie ma rodzina, jaką stanowi siłę i wsparcie. Zdarzyły mi się dwa momenty, kiedy autentycznie zrobiło mi się smutno, a do oczu napłynęły łzy. Klimat stworzony przez panią Ahern oddał ducha świąt, miło było przenieść się do tego grudniowego czasu.
Ostatnie zdanie powieści zawiera ponadczasową prawdę o kruchości i przemijalności ludzkiego życia. Przypomina, że to co z nim zrobimy - czy wykorzystamy każdą jego chwilę jak najpiękniej czy też je zmarnujemy zależy tylko od nas.
Język książki jest prosty, słownictwo bogate, a operowanie słowem na tyle dobre, by stworzyć naturalne sceny i przejrzyście ukazać całość.
"Podarunek" to opowieść sympatyczna, jednak niepozbawiona smutku i dramatu. Dobrze wykreowane postaci oraz przemyślana fabuła sprawiają, że przez książkę przechodzi się bardzo szybko.
Warto przyjrzeć się swojemu życiu i zobaczyć czy naprawdę jest tym o czym zawsze marzyliśmy. I zmienić to, póki mamy czas... Bo tak naprawdę nikt z nas nie wie, ile go nam jeszcze zostało.
Książka wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Polecam głównie dojrzałym kobietom, ale i mężczyznom - tym zabieganym, goniącym za pieniądzem, bezskutecznie szukającym szczęścia. Jako przerywnik w wypełnionym obowiązkami dniu, niech stanie się pożyteczną lekcją , ponieważ obok tej treści trudno przejść obojętnie. Zapadająca w pamięć, piękna i prawdziwa, chociaż także magiczna.